Recenzja filmu

Zanim noc nas nie rozdzieli (2012)
Borys Chlebnikow
Aleksander Jatsenko
Evgeniy Sytyy

Rosja od kuchni

Film niby uwodzi lekką tonacją i komediową bezpretensjonalnością, ale z drugiej strony proponuje nam ponurą diagnozę na temat ludzi – żałosnych, małostkowych i pozbawionych jakiejkolwiek
Boris Khlebnikov w swych filmach miota się między wiarą w człowieka i pogardą dla jego słabości, między naiwną wiarą w to, że Rosja nie jest najgorszym miejscem na Ziemi, a przekonaniem, że jest wprost przeciwnie. Kiedy już zdarzy mu się nakręcić obraz budujący jak "Koktebel" albo pastelowy choćby najnowsze "Długie i szczęśliwe życie". "Zanim noc nas nie rozdzieli" zawieszone jest gdzieś pośrodku. Niby uwodzi lekką tonacją i komediową bezpretensjonalnością, ale z drugiej strony proponuje nam ponurą diagnozę na temat ludzi – żałosnych, małostkowych i pozbawionych jakiejkolwiek szlachetności.

"Zanim noc nas nie rozdzieli" powstało na podstawie zapisków rosyjskiej dziennikarki, która w ekskluzywnej restauracji podsłuchiwała rozmowy bogatych klientów i pracowników, a literacki pierwowzór zdeterminował formę filmu Khlebnikova. Z gazetowej opowiastki o współczesnej Rosji powstał film szeleszczący papierem, w którym pojedyncze sceny nie składają się w linearną całość, a bohaterowie występują tu w roli marionetek ilustrujących społeczne problemy i ludzkie typy. Mamy więc bogatych gówniarzy traktujących innych jak śmieci, obleśnych biznesmenów kręcących lewe interesy, nawiedzonych artystów i cyniczne kobiety, które interesują jedynie pieniądze. Mamy naiwnie romantycznego kelnera, grubaska z problemami małżeńskimi i szefa kuchni bardzo dumnego z zajmowanej pozycji.

Khlebnikov zgrabnie przeplata ich historie. W ten sposób próbuje zarysować obraz Rosji widzianej – nomen omen – od kuchni. Problem w tym, że zamiast żywych bohaterów i interesujących historii otrzymujemy jedynie teatralne typy rodem z komedii dell’arte. W "Zanim noc…" reżyser usiłuje zbudować podobną metaforyczną konstrukcję jak Robert Altman w "Gosford Park" i pokazać, że ludzka natura nie uznaje pojęcia klas społecznych i jest taka sama zarówno wśród nowobogackich moskwiczan jak i biednych imigrantów.

Szkoda jedynie, że Khlebnikov nie dał czasu swym bohaterom, by uwiarygodnili swoje historie. I choć jego krótką, 71 minutową fabułę zamyka smakowita scena międzyklasowej walki, dowcipnie puentująca całą opowieść, w "Zanim noc…" trudno dostrzec coś więcej niż reżyserską wprawkę. Owszem, nakręconą przez twórcę utalentowanego i znającego filmowy warsztat, ale pozbawioną gatunkowego ciężaru i intelektualnej przenikliwości.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '83. Krytyk filmowy i literacki, dziennikarz. Ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim. Współpracownik "Tygodnika Powszechnego" i miesięcznika "Film". Publikował m.in. w... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones